kwi 08 2018

Bezsensowne wypociny 29


Komentarze: 0

 Schronienie

Gdzieś na dalekich wyspach znajduje się moje obozowisko , tak jak zawsze miało to być rutynowe szkolenie i utrwalenie poprzednich umiejętności w końcu jestem przewodnikiem wycieczek egzotycznych dwu albo jedno tygodniowych w dowolnym miejscu oczywiście z rezerwacją ponieważ najpierw mnie zawożą na tą wyspę , muszę przebadać teren oraz uwzględnić ewentualne zagrożenia no ale czasami tak około raz na dwa , trzy miesiące jestem zrzucany w losowe miejsce , gdzie siedzę tydzień i muszę wykombinować jak przeżyć oraz wcielić nowe umiejętności które muszę sam nabyć a każda wyspa czy miejsce jest tak przystosowana aby była sposobność do nauki i wykorzystania nowej umiejętności , tak i co najlepsze z tego z co pisze w umowie o pracę „Że jeśli pracownik egzaminowany podczas szkolenia w ciągu wyznaczonego czasu nie odkryje wszystkich sposobów i nie w cieli ich w życie zostaje na wyspie/ miejscu do czasu ich wymyślenia”

Tak to właśnie było od kilku lat miałem stałe wycieczki na których łącznie poznałem już ponad sto umiejętności od rozpalenia ogniska , po budowanie schronienia , fortyfikacji czy tworzenia przynęt już chyba od pięciu lat jestem w tej branży i jeszcze nie mam dość.

To szkolenie miało być najzwyczajniejsze , zrzut , budowa domku potem znalezienie czegoś do żarcia i tyle , rano znów coś zjeść napić się wody deszczowej , zrobić broń lub ulepszyć fort i potem znów spać.

Normalne trzy dni po których zazwyczaj wiedziałem co mam zrobić , jakich umiejętności użyć czy to wytwarzanie lin , tworzenie prostych broni miotanych ,filtrów ,systemów nawadniających ,zależy od miejsca , ale zawsze trzymałem się rozkładu i nigdy nie musiałem zostawać dłużej niż tydzień , nawet jak byłem na wyspie gdzie znajdował się czynny wulkan , czy w wodzie koło brzegu pływały piranie lub trujące glony , czy było to gdzieś gdzie większość powierzchni pokrywa żwir lub piasek , zawsze sobie dawałem radę aż do teraz.

Tego dnia jak zawsze o godzinie 6: 00 miałem się stawić na lotniku , najpierw była kontrola jak zawsze sprawdzali czy nie mam nic więcej oprócz podstawowego ekwipunku czyli zazwyczaj trzech butelek wody , reklamówki bądź średniego pudełka  z kanapkami najwyżej trzy sztuki , oraz plastikowy kubeczek ale i to bardzo rzadko , po prostu szefostwo twierdziło że jestem zbyt zaawansowany , choć czasami dostaję kartkę , dzień przed wyjazdem z dodatkowymi rzeczami które mogę wziąć ponieważ wymaga tego sytuacja czy otoczenie w którym będę musiał przeżyć , tym razem mogłem wziąć tylko podstawowy ekwipunek nawet bez scyzoryka czy taśmy klejącej pewnie dlatego że z tego co wiem ten test będzie odbywał się gdzieś w amazońskiej dżungli po kilku godzinach lotu w małym samolocie tylko w obecności pilota i muzyki z małego radia , nie było tam żadnych książek , a szkoda.

Po wylądowaniu zacząłem szukać schronienia lub materiałów na nie , ale po bliższym rozeznaniu stwierdziłem że gałęzie które leżą na podłożu są albo przegniłe , zamieszkane przez jakieś owady ogólnie tych dobrych czyli długich i nie za suchych ani mokrych czy też za miękkich tylko na pograniczu te są idealne , gdy zbliżał się zmierzch stwierdziłem że mogą zamieszkać na drzewie , choć wiem że mogę być łatwym celem dla tutejszych plemion , ale chyba nie ,więc bez namysłu wziąłem kilka dobrych gałęzi oraz cienkich pnączy i wspiąłem się na drzewo , następnie przywiązując zebrane gałęzie do boków prostej upatrzonej gałęzi drzewa tworząc w ten sposób platformę z obu stron z dużym przedziałkiem z tej dużej gałęzi aby służyło mi to za łóżko ,zsunąłem się na ziemię po więcej pnączy sklecając z nich prowizoryczną poduszkę , może lekko twardawą ale nie ona była największym problemem tylko to czy prowizoryczna platforma wytrzyma , oraz czy te pomruki które słyszałem w nocy naprawdę były tylko drapieżne koty dżungli lub też owady.

Następnego dnia ruszyłem na zwiad , normalny zwiad znajdując nagle dziwny patyk wbity w ziemię , podszedłem do niego on okazała się wystruganym palem , gnany ciekawością zbliżyłem się do niego , ale nic na nim nie było , ale za to zauważyłem kolejny kilka metrów dalej , i tak przez kilka razy aż nagle doszedłem do dziwnych drewnianych struktur jakby prymitywnych chat ale bardzo zniszczonych z wyraźnymi oznakami czegoś co w dżungli jest obce ponieważ zostały z nich tylko smętne ruiny , widać też było coś co kiedyś było paleniskiem , chyba nawet z metalową miską na jedzenie , idąc dalej po zgliszczach natknąłem się na jedną strukturę w miarę całą , wszedłem do niej , do tych ruin znajdując jedynie ogryzione ludzkie kości oraz podgniłą skrzynię , otwarłem ją i znalazłem długi liść z jakimś tekstem , myślałem że go nie odczytam ale on mnie przyciągał jakby dając gwarancję że to zrobię i naprawdę mi się udało , ale na ucieczkę było za późno.

Rozległ się ogłuszający ryk i nagle w całej dżungli stało się ciemno i zimno jakby coś zassało ciepło , potem przed chatą pojawił się czarny dwunożny kształt o migających kolorowych oczach i krótkich łapach z cienkimi pazurami , patrzył się na mnie , czekał i wiedział że kiedyś będę musiał wyjść ze SCHRONIENIA

    

pisarz1111 : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz