kwi 08 2018

Bezsensowne wypociny 40


Komentarze: 0

 Zamieć

Jest zimny i ponury dzień już od prawie tygodnia , cały czas zimne dni i zimne noce , jeszcze zimniejsze niż dni strach wyjść z domu ,nikt nie oszczędza pieniędzy na drewno czy brykiet , nie raz trzeba przejechać kilka lub nawet kilkanaście ulic do najbliższego sklepu , teraz te się zamykają lub są czynne krótko , niektórzy mówią że to z zimna ale ja wiedziałem swoje to z dwóch powodów , po pierwsze pewnie niektóre mają tyle siana że mogą się nim podcierać ale inni starsi sprzedawcy wiedzą swoje rzadko o tym mówią , teraz o tym wiem , wcześniej się z tego śmiałem , teraz tylko podziwiam białe pola i drzewa szukając czegoś do jedzenia , ledwo widząc oraz zamiast przekleństw jedynie bulgotając , tego dnia jak zwykle w piątkowe popołudnie pojechałem do sklepu „John and Marry” do pary znajomych , znajomych jeszcze mojego dziadka walczącego na wojnie ,który kiedyś jak byli w mieście , tutaj u nas i walczyli z wrogiem , wpadł cały zakrwawiony do sklepu trzymając się za kikut ręki ,mówiąc że potrzebuje bandaża , gazy i najlepiej czegoś drewnianego , potem na oczach przestraszonych sprzedawców w spokoju wyjął cygaro , grzecznie spytał czy nie chcą , zapalił i wsadził sobie do ust , dopiero gdy wówczas dwudziestopięcioletnia Mary wtedy jeszcze Spark a teraz Zuckber wskazała pełna grozy na rękę kaprala Savio , ten tylko machną zdrową ręką obojętnie , potem gdy John mający wtedy dwadzieścia osiem lat przyniósł to o co poprosił dziadek , obwiązał sobie ranę przywiązując drewnianą łapę do podrzucania naleśników , płacąc nawet z nawiązką pewnie za straty psychiczne podziękował , wziął swój Kałasznikow i wyszedł.

Teraz koło sklepu stoi pomnik wielka marmurowa łapa do naleśników trzymana przez żołnierza z cygarem ,tak zawsze jak tędy przechodziłem przypominały mi się opowieści dziadka o bólu , strachu i gwałcie na ulicach miasta , kolejka i bójkach o jedzenie ,choćby o jabłko , masę wrogich żołnierzy biegających po mieście , ruiny budynków wśród których ukrywały się sieroty lub matki z dziećmi ,ciałach leżących na ulicy , budynkach bez szyb , grzania i bieżącej wody , podczas tej wojny ocalały w pełni tylko dwa budynki czyli sklep oraz miejscowy browar , od tamtych czasów tak bogaty że kiedy wojsko wycofywało się na wschód , browar zaczął się rozrastać i podpisywać nowe kontrakty , i to dzięki zyskom podczas szalejącej wojny , tamtego dnia stanąłem przed drzwiami ledwo je otwierając , cicho prawie bez czucia wszedłem do środka gdzie wyłem z rozkoszy jak pies ,zajmując miejsce koło grzejnika , przywitał mnie John niosąc drewno i zapałki doskonale wiedząc że będę prosił jeszcze o cygaro i paczkę kawy , spytałem gdzie jest Mary , odpowiedział że wyjechała do rodziców , spojrzałem w jego czterdziestoletnią twarz cały czas widząc ten żartobliwy blask , po zakupach uścisnął mi dłoń , a znów dałem się nabrać ,jak zwykle bolało straszliwie , dobrze że nic nie trzymałem , John roześmiał się tym swoim śmiechem psychopaty , wziął drewno i pomógł mi spakować do mojego jeepa za jakieś sto tysięcy , potem pożegnałem się z nim , poczęstował mnie gumą , po chwili zastanowienia nic się nie stało , jeszcze nic , wziąłem kolejną , oczywiście z paczki z gumą elektryczną którą John wyjął z kieszeni kiedy ja przeżuwałem smak mięty i truskawki , znów kopnął mnie prąd , w porę ugryzłem się w język , potem wsiadłem do auta i ruszyłem na drogą główną słuchając radia i stacji z muzyką rockową na fali 31.31.31 lub 32 nie pamiętam , spiker jak zawsze w przerwach pomiędzy muzyką zapowiadał pogodę lub wiadomości , tego dnia mówił coś o potwornej zamieci i mrozach które mają się nasilić przez jakieś prądy czy wiatry z jakiegoś tam Wiru czy innego tunelu , potem z głośników poleciał mocny rock , tupałem nogami , nagle wciskając pedał gazu i hamując cudem przed policją stojącą za rogiem z radarem , odetchnąłem i ruszyłem dalej.

Gdy dojeżdżałem czyli gdzieś około 19 znów ten sam spiker przypomniał o burzy śnieżnej i większych mrozach , zaśmiałem się , wtedy jeszcze mogłem , spiker  mówił że burza najpóźniej będzie odczuwalna jutro wieczorem bądź rano , puknąłem się w głowę , dając znak o tym co o tym myślę i skręcił w wertepiastą ścieżkę , wyłączyłem radio które nie łapało już żadnej stacji , sprawdziłem telefon , jak zwykle jedna lub zero kresek zasięgu , no może ten stary burak z firmy nie będzie mi truł przez weekend ,nareszcie na miejscu , teraz tylko wypakować kilka rzeczy najpierw niebieska torba z rzeczą której będę bronił jak niepodległości czyli pięknej antycznej maszyny do pisania której używałem częściej niż laptopa którego też wziąłem ze sobą , potem plik zeszytów z projektami , tekstami które są do kitu ale można je dopracować , osobistymi przemyśleniami na które teraz mam dużo czasu ,oraz zeszyt na którego okładce jest twarz mojego idola który patrzył z okładki a wewnątrz były  cytaty z jego powieści ,potem otwarłem drzwi , szybko odłożyłem rzeczy i poszedłem po drugą partię , zamknąłem pojazd i wszedłem po schodach z siatką z drewnem , potem pijąc kawę przy załączonej muzyce w tv przed maszyną koło której leżało już kilkanaście zapisanych kartek myślałem nad tym co zrobić ma  niespełniony architekt kiedy dowiedział się że jego ojcem jest boss mafii.

Potem około 21 odłożyłem maszynę i przełączyłem kanał z muzyki rockowej na kanał gdzie leciał program o teoriach konspiracyjnych i zjawiskach nadprzyrodzonych czyli trzeciej z czterech moich ulubionych rzeczy  pozycji poza pisaniem , czytaniem oraz rockiem i koncertami muzycznymi , sam nie wiem kiedy zasnąłem , wiem że obudził mnie głos z wiadomości i obrazy dosłownie latających ludzi i przedmiotów , wstałem i wyjrzałem przez okno , nic , tylko śnieg spokojnie spadający z góry , pewnie z lodówki , znowu muszą mieć awarię ,potem umyłem się , przebrałem w ciepłe ciuchy , spakowałem notatnik i długopis oraz wyszedłem na dwór kierując się w stronę gór na dwu – trzy godziną „pogoń za natchnieniem” aby nareszcie się dowiedzieć jak zareaguje niespełniony architekt gdy dowie się że jego ojcem jest boss mafii.

Niedaleko zaszedłem , ponieważ po jakieś godzinie w kałuży zakrytej lodem coś pływało , nie było do zwykłe drewno czy śmieć , rozglądając się za kamieniem o odpowiedniej masie ale go ni znajdując zastanawiałem się czy to niej jest czyjaś figurka z brązu , po przetrząśnięciu krzaków , podszedłem do kałuży i uderzyłem kozakiem , lód pękł podobnie jak moje nerwy i naczynia krwionośne kiedy zimna lodowata woda dostała się pod spodnie , delikatnie zaciskając zęby , podniosłem totem tak totem przedstawiający ludzką głowę i kawałek tułowia , głowa była łysa ale idealnie odwzorowana a w środku coś grzechotało , zaciekawiony zawróciłem do domu , gdzie delikatnie odkręciłem podstawę a z totemu wysypało się mnóstwo części z których złożyłem planszę , właściwie to połowę planszy do szachów ale zmodyfikowanej , szachownica otoczona była drewnianym murkiem z dziurami co pół centymetra oraz wielkim otworem jak się okazało na pokrywę totemu znajdującą się teraz tam gdzie rozkłada się swoje pionki , w pudełko było kilkanaście sztuk pionków , kilkunastu ludzi z włóczniami , jednego króla i królową na tronach , dwóch jeźdźców ,dwie balisty   oraz dwóch szlachciców z szablami i skrzydłami jak u ptaków  , ponieważ planszy była tylko połowa , następnego dnia wróciłem w tamto miejsce znajdując drugi totem , oraz wracając gnany silnym wiatrem i latającymi kamieniami , w domu rozkładając drugą połowę planszy z kilkunastoma diabłami o niezwykłych detalach , jedna figurka czorta i druga smoka z obrzydliwymi paszczami , dwoma kreaturami o niesprecyzowanych kształtach oraz dwoma postaciami o wielkich czarnych skrzydłach wyglądających jak tamci szlachcice ale groźniejszych i wściekłych , do otworu położyłem głowę jakby elfa ale ze zniekształconym torsem jakby poparzonym siarką , potem ustawiłem pionki na miejscach , musiałem pewnie załączyć jakiś  tryb , szachy przecież musiały być elektroniczne bo jak inaczej wyjaśnić fakt że przesuwały się same ( tylko szachy tych dziwnych istot) jak nie przez podstawy z magnesami to przez co?

Pod koniec rozgrywki spojrzałem przez okno spiker miał rację rozpętała się burza , i to straszna nawet teraz nie osłabła po pięciu godzinach ,potem tamci zwyciężyli , cała plansza zaświeciła na zielono a ja pojawiłem się na dworze , jako garbaty stwór z poważną wadą wzroku o elfich  rysach i torsie jakby poparzonym siarką , teraz siedzę tu czekając na zabłąkaną zwierzynę oraz rozmyślając co zrobiłby niespełniony architekt gdbyy dowiedział się że jego ojcem jest boss mafii

pisarz1111 : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz