kwi 08 2018

Czasami lepiej jest spać


Komentarze: 0

 Czasami lepiej jest spać.

Znalazłeś ten dokument ?! A więc usiądź i zrelaksuj się, weź sobie kawę lub wodę, rozsiądź  się w fotelu.

Ta historia opowiada o typowym życiu typowego kółka w maszynie Hansa Koe, pracującego w korporacji zajmującej się projektami budynków oraz maszyn.

Hans wstaje szybko, codziennie o 6 :00 (nie ma czasu, przecież jeszcze korki na drodze), szybko ciuchy, koszula z krawatem, tak ta będzie dobra, ok teraz mała kanapka i energetyk, teczka z projektami, kurtka, buty i do pracy.

Szybko po schodach w obskurnej kamiennicy z odpadającym tynkiem oraz graffiti miejscowych artystów upiększonych (cenzura)oraz pięknymi, połyskującymi butelkami po wódce, które niczym rusałki zachęcają Hansa do zrobienie sobie przerwy. Ale on już zapomniał ten smak piwa czy wódki (nie pił od 2 lat, od czasu dostania etatu).Z piątego piętra do merca zaparkowanego przed budynkiem. Stylowego, klasycznego Mercedesa Benza, któremu mieszkańcy nadali przezwisko „automat”, ponieważ kursuje tylko na trasie z domu do pracy iz pracy do domu. No może poza piątkiem, kiedy to o godzinie 21 Hans „dętka” Koe wczołguje się po schodach niczym podróżnik któremu skończyły się zapasy wody na pustymi (ogromnej pustyni życia, pełnej pułapek), dochodzi ruchem dżdżownicy w konwulsjach do drzwi i klęka jak do modlitwy, tak chciałby pójść do kościoła,(ale nie, w niedzielę trzeba zrobić kilka projektów, wypełnić rozliczenia, podpisać projekty i inne bzdury, więc dopiero sporadycznie msza wieczorna w telewizji).Będąc wreszcie pod drzwiami, ze spoconymi, klejącymi i skołtunionymi  blond – siwymi włosami, sapiąc niczym lokomotywa podczas porodu, z dłońmi bez czucia oraz wywieszonym krwawiącym językiem, klęczy przed drzwiami swego azylu. Wie, że jak tylko obraz w jego szaro- niebieskich oczach wróci do normy i przestanie widzieć poczwórnie, otworzy drzwi, wsunie się do pokoju, wpadnie do łazienki, umyje twarz w zimnej, ożywczej wodzie, przejrzy na oczy i odzyska chęć do  życia! Wejdzie potem do kuchni, niczym Leonidas do Sparty jako dumny zwycięzca z zakrwawionym mieczami tarczą pełną strzał. Tak wbiega do kuchni, dopada lodówki, rzuca się jak głodny pies po tygodniu postu. Po kilku minutach gotowe! Może zjeść syty posiłek, usiąść przed telewizorem i obejrzeć jakiś film. Tak, piątek i sobota dwa najlepsze dni! W sobotę do 18, bo potem znowu kwity, rozliczenia oraz projekty.

Teraz jednak musi wstać i wypłynąć z cudnego eteru snów, z krainy bez czasu, bez szefa, bez korpo, ech. Co ja wygaduję, przecież to dzięki szefowi i pracy mam to co mam, jak ja w ogóle mogłem tak pomyśleć – skarcił się Hans  i otworzył zaklejone oczy , wyłączył dzwoniący okrągły budzik w kształcie bomby dzwoniący jak szalony.

Uderzył go lekko, prawie pieszczotliwie, niczym zwierzątko na dzień dobry. Zawsze chciał mieć kota lub chociaż mysz, ale przez pracę….

No nic, czas do pracy – rzekł i uśmiechnął się słabo jakby miał zwymiotować. Ruszył ku szafie, spojrzał na gustowny kalendarz +18 i na jego twarzy pojawił się uśmiech, który następnie zamienił się w smutek.

Dziś i przez następny tydzień będzie konkurs na pracownika miesiąca. Hans mógł poszczycić się jednym tytułem przez jeden dzień. Jego konkurent, siostrzeniec szefa przejął jego trofeum za dolary. Oczywiście, a za co niby? Przecież to najlepszy sposób na zażegnanie spraw oraz zysk, to zamiast podwyżek żartował Hans , a co ciekawe policja o tym nie wie , chyba przez ten nowy system kamer z namierzaniem laserowym.

No nic, trzeba będzie zwiększyć dawkę – powiedział Hans, zamknął szafę i ruszył na przedpokój gdzie wyjął z szuflady trzy energetyki, co powinno starczyć do północny i na około godzinę ewentualnych nadgodzin.

Hans wyszedł na klatkę i schodząc cicho aby nie pobudzić sąsiadów, zszedł spoglądając na zegarek i licząc kroki. Na dole uderzył go w nozdrza zapach spreju, rozejrzał się, ale na klatce nie było żadnego nowego graffiti, więc skąd ten zapach?- spytał sam siebie i wyszedł. Na dworze w promykach wschodzącego słońca zamarł, nie dla tego że odkrył źródło zapachu, czyli swoje auto z ogromnym rysunkiem męskiej części ciała na masce i wulgarnym rymem, ale z tego powodu że zapomniał raportów dla szefa, przecież to niedopuszczalne! Pędem wbiegł z powrotem na schody przeskakując po dwa, szybko otworzył drzwi, wziął papiery, zawrócił, wsiadł do auta i ruszył. Nie ujechał daleko, parę ulic dalej złapał go korek, czekał piętnaście minut wpatrując się w zegarek aby zdążyć na siódmą, tak równo na siódmą, ani minuty spóźnienia! Po piętnastu minutach ruszył myśląc co go dziś czeka, jakie rozliczenia, projekty i kwity, myślał przez cały czas tylko o tym, nagle znów się zatrzymał, wyjrzał przez okno - przejazd zamknięty.

Pociąg, kiedy on przejedzie ?- czekał już od pięciu minut i nic, kolejne pięć minut nic, dopiero o 6:30 pociąg nadjechał i jechał kolejne 10 minut. Hans był załamany, nie może się spóźnić, przecież straci pensję na dwa tygodnie, co on zrobi?

No, nareszcie pociąg przejechał, świetnie. Hans wdepnął  gaz, i ruszył, mistrzowsko wziął zakręt w prawo, potem w  lewo i oto już jest duży szary budynek z czarnymi oknami i wielkim logo robota trzymającego projekt w jednej ręce a pieniądz stylizowany na zegar w drugiej. Uśmiechnął się, spojrzał na zegarek była 6:45, szybko podjechał do stróżówki, odbił swoją kartę identyfikacyjną i przejechał obok stróżówki z pijanym stróżem wewnątrz. Zaparkował pomiędzy Ferrari a Subaru, wysiadł z auta mijając Masserati, Porsche, Alfa Romeo  oraz na końcu luks torpedę szefa (auto stylizowane na prom kosmicznymi z system kamer nawigacyjnymi, system wideo, przenośnym TV), potem popatrzał na swojego Mercedesa. Kiedyś będzie lepiej – szepnął i wszedł przez drzwi obrotowe, potem do windy, następnie przez labirynt szarych  korytarzy pełnych haseł motywacyjnych oraz automatów z napojami energetyzującymi, wbiegł zdyszany do gabinetu o 6:55, stanął na baczność w szeregu, uśmiechnął się i czekał.

 Szef przyszedł spóźniony o półgodziny. Hans ściskał kurczowo torbę, uśmiechając się do siebie, że wziął trzeci energetyk, oj chyba będą nadgodziny. Starał się nie patrzeć na szefa, otoczonego trzema dziewczynami z centrum zarządzania. Szef szedł przed nimi w nienagannym garniturze, połyskując eleganckimi butami i z kawą w ręce. Doszedł do szeregu! Stanął, sprawdzał ubiór, paznokcie, uczesanie , wywalił Jenkinsa (za długie paznokcie o 2 mm) - przejęła go jedna z kobiet. Druga („donosicielka”) została przy szeregu - jeden błąd, a leci do szefa i żegnaj się z płacą lub z premią albo nawet z pracą. Trzecia poszła do  biura z szefem w wiadomym celu, ale trzymajmy się wersji oficjalnej, czyli zaznajomienia się z „Raportami do spraw polepszenia kondycji korporacji”.

Potem każdy zajął swoje miejsca. Hans miał numer 56, białe, puste  biurko, no poza monitorem i komputerem oraz ukrytą pod biurkiem kamerą. O kamerach wszyscy wiedzą, ale szef nie wie, że oni wiedzą - czasami odrywa się od pozycji …. znaczy od projektu i ogląda pracowników niczym sęp lub lew wypatrujący osobnika słabego lub chorego.

Nadeszły pierwsze zadania: Hans dostał dwa projekty, jeden do sprawdzenia zgodności a, drugi do poprawy, 56 kwitów, 45 innych śmieci, 32 listy i jakieś inne dokumenty.

Załączył komputer, wpisał hasło, wszedł w folder „projekty na zamówienie”, wpisał Jan Kowalski. Wyskoczył mu odpowiedni projekt, sprawdził kreski, przewody, zasilanie - wszystko dobrze. Napisał odpowiednią notatkę czarnym, niezmywalnym mazakiem, wziął drugi projekt, poprawił parę niedociągnięć, wypełnił biurokrację i czekał na kolejne zadania. Przyszły po chwili i zabrał się do szaleńczej pracy, przerzucał wzrok z monitora na kartkę, pisał, wykreślał, uzupełniał, aż w połowie jednego z dokumentów rozległ się dźwięk dzwonka.

„Pierwsza kontrola”- oznajmiły głośniki i pojawiła się ta druga kobieta z notatnikiem w ręku. Zabrała się do kontroli: najpierw jakość - dokładne sprawdzanie każdego projektu, dokumentu, kwitu, potem ilość -  kto więcej ten lepszy, potem ponowna kontrola wyglądu i czystości. Wszystko to trwało trochę więc kontrolerka odeszła trochę naburmuszona, ale szczęśliwa że teraz pójdzie do szefa na …, znaczy na naradę tak na naradę.

Hans podobnie jak inni odetchnął, zabrał się ponownie do dzieła którego nie skończył, kolejne zadania, więcej papierów, a na końcu kartka z pismem szefa -to nie zawsze dobry znak. Pierwsza reakcja Hansa była jak najbardziej uzasadniona, chwycił się za głowę, zmrużył oczy „mam przej…”, potem przeczytał dokument.

„Sprawdzić dwa maile od zagranicznych firm. Wysłać potwierdzenie i odpowiednie notatki na mój mail. Pod żadnym pozorem nie zakłócać narady i nie wchodzić do gabinetu!” - widniało czarno na białym, niebieskim długopisem.

O 12:00 wypił pierwszy łyk energetyka, tak jak pozostali, choć niektórzy wyczerpali większość swoich dawek i musieli pisać oficjalne pisma do szefa o pójście do automatu, a niekiedy prośbę o pójście do toalety. Szef zawsze rozpatrywał wnioski w zależności od mniemania jakie miał o danej osobie - od tego zależał czas którym dysponowali.

Godzina 16:00, druga z czterech kontroli. Tym razem przyszła ta, co pierwsza była u szefa na naradzie, wyraźnie niezadowolona , zaczęła kontrolę. Trzeba było być bardzo uprzejmym i uległym, sprawdzano to co wcześniej oraz kąt nachylenia pleców siedzącego, odległość od monitora, przeglądano historię stron internetowych oraz znowu wygląd osobisty ofiary.

Potem o 21:30, po trzeciej kontroli, większość  pracowników dostała pozwolenie na zjedzenie kolacji w barze firmowym i pójście do domu. Hans nie miał tyle szczęścia, musiał zostać do 23.00.Wiercił się niespokojnie, ponieważ bał się czy zdąży do kamienicy w której, jeśli wierzyć miejskim legendom był podczas wojny mini obóz zagłady. Podobno trzydzieści minut po północy działo się tu coś dziwnego, ale Hans w to nie wierzył (nie był przesądny), a ponadto zawsze przed 24-tą już spał.

Teraz gdy ubrał się i był już gotowy do wyjścia, podeszła do niego dziewczyna z drugiej kontroli niosącsłynącą ze złej sławy szarą, skórzaną teczkę, oznaczającą nadgodziny w ilości zależnej od jej zawartości. Lepiej było je zrobić - można było mieć lżejszy start następnego dnia oraz lżejszą kontrolę z przymykaniem oka na pewne sprawy.

Dała mu teczkę bez słowa i odeszła. Hans wymruczał coś pod nosem i skierował się do wyjścia, gdzie zorientował się że studzienka wyschła, nie ma paliwa, brak energetyków, więc przed odwiedzeniem domu i nadgodzinach musiał skoczyć do sklepu i chwycił się za głowę „przecież sklepy są już pozamykane”.

Załamany wsiadł do auta i tym razem szybko podjechał pod dom. Zdążył na zebranie osiedlowe - przed kamienicą stało kilku miejscowych ćpunów kurząc zielsko. Hans cofnął się na ich widok, ale niestety został zauważony.

Ej kolego, chodź no tu - rzekł donośnym głosem jeden gruby menel, lub jak kto woli pracujący na budowie, studiujący medycynę zielarz.

Hans chciał uciec, ale tamten powtórzył ‘prośbę”, wolał więc nie ryzykować i podszedł.

Coś taki smutny ?- zagadnął drugi typ w dresach i bluzie adidasa.

Bejsbol, zachowuj się - skarcił go pierwszy.

Pała ma rację- zawtórował kolejny.

Co, chciałem być miły - powiedział oburzony Bejsbol.

No to co cię gryzie? spytał Pała. Deska daj mu gżdyla - zwrócił się do kobiety siorbiącej wódkę z butelki.

Masz - wysepleniła.

Nie trzeba , to tylko małe kłopoty w pracy i jeszcze te nadgodziny - powiedział Hans.

Na smutki i w pracy kłopoty najlepsze są prochy - rzekł Bejsbol zdumiony swoim słownictwem, podając Hansowi worek z ziołami.

Nie palę – powiedział Hans.

To weź to, nalegam! –„poprosił” Bejsbol i podał mu kolejny worek z mniejszymi saszetkami wypełnionymi białym proszkiem oraz z małą rurką do wiadomego celu.

Nagle z jednego z okien rozległ się głos: Spieprzajcie stąd, ludzie śpią, a jak nie śpią to będą spali. O tej porze lepiej spać! - zawołał jeszcze ten ktoś.

Dobra, zbieramy się, idziemy ćpać pod most - rzekł Pała i wszyscy poszli.

Hans spojrzał na zegarek, była 23:45.Szybko wbiegł na górę, rozebrał się, usiadł na łóżku, odpalił małą lampkę i zaczął pracę.

Kiedy po chwili spojrzał na zegarek, była 00:00, ziewnął „nie możesz zasnąć!„ powiedział sam do siebie i wzrok jego padł na worek od Bejsbola „tylko jednego” pomyślał i zaciągnął się.  Wstąpiły w niego nowe siły, rzucił się w wir pracy i w otchłań worka z saszetkami.

Nagle usłyszał dziwny głos który wydawało mu się że krzyknął „Niech żyje Hitler!” Hans przetarł oczy, spojrzał za zegarek (00:29), potem na saszetkę - była pusta.

Po chwili głos się powtórzył, była 00.30 i w pomieszczeniu rozległy się krzyki i piski, potem wystrzał z rewolweru i jakby cichy jęk. Potem więcej krzyków, a o godzinie 2:30 wszędzie już były cienie i krzyki. Hans był przerażony i …….. trzeźwy.

Rano był niewyspany ale i dumny - wypełnił wszystkie dokumenty! Cały czas nie mógł się otrząsnąć z nocnego spektaklu, zsunął się z łóżka, poszedł do auta i ruszył do pracy. O 22:00 wyszedł do domu, a pod domem znowu zebranie, znowu go namawiali, uległ - był przecież „po tym” bardzo efektywny, więc musiał i wziął. Tym razem musiał już zapłacić, ale zrobił to bez wahania. Wszedł do domu,  zaciągnął się, nie spał, w nocy był na chodzie, otoczony przez duchy. Rano bolała go głowa, zwlókł się bardzo otępiały, jakby zmęczony po długiej podróży, niewyspany od krzyków, przekleństw i strzałów. Był trzeźwy.

W pracy ledwo dawał radę. O 23-ciej był pod domem po kolejną dawkę, ale nie miał pieniędzy - przepędzili go. W nocy znów było to samo, spał tylko godzinę. Rano czwartego z siedmiu dni, obrywał ostro, nic mu nie wychodziło, piątego dnia było jeszcze gorzej, a szóstego go zwolnili. Wrócił do domu  padł na łóżko i zasnął. Była 23:00, spał całą noc.

Wolał aby niektóre rzeczy pozostały poza barierą snu. W śnie słyszał głos z tego dnia, kiedy po raz pierwszy dał się namówić „Czasami lepiej jest spać”.

 

 

 

                     

pisarz1111 : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz