Najnowsze wpisy, strona 1


kwi 13 2018 Horrory wybrane 29
Komentarze: 0

 Ptak

Jezu , dziękuję , dziękuję Ci teraz wiem …. przepraszam ze wszystkie krzywdy , zmienię się , tak jak obiecywałem , tak mówiłem można mi zarzucać że kradłem ( tak jak każdy – prawo bezprawia wtedy wygrywał najsilniejszy) , można mi zarzucić że kłamię – tak przyznaję święty nie jestem , można mi zarzucić brak empatii tak … to przez trudne przejścia …. nie chcę o nich mówić ponieważ ta lista powiększyła się znacznie podobnie jak ciężar moich gaci…

Jezu co to …. było …… nigdy więcej …… rzucam tę pracę jak tylko przejdzie mi palpitacja serca ….. Panie , teraz czas na mnie , pomogłeś mi …dziękuję …… teraz tylko wejść domu , nawet nie wiem czy ściągnę płaszcz , teraz na tą chwilę mam jeden cel ….. jak za dawnych lat …. tak miałem już do tego nie wrócić wiem…. byłem na terapii ale teraz to konieczne …. już jestem w domu ….. teraz yyehh…… jest ….. zimna i chłodna …zaraz gdzieś tu był otwieracz … jednak nie najpierw muszę rozważyć to co było przed chwilą …. potem tak obiecywałem ….. wszystkie moje figurki z drewna z ostatnich dwóch miesięcy oddam biednym …. potem obniżka cen …. tak jak obiecywałem ….oraz co niedziele do kościoła …. tak …… dziękuję.

Teraz tylko muszę rozważyć co właściwie się stało …. czy to moje halucynacje może trociny wpadły mi do oczu …. może świruję …. lub może są na tym rzeczy o których nie śniło się filozofom a tym bardziej Darwinowi …. to podważa jego teorię….. co jeszcze ….. może mnie nie ma ……może nic nie ma ……to tylko zasrany Matrix …… projekcja ………

Nie spokojnie … jesteś bezpieczny , za chwilę dostaniesz bilet … tak do krainy snów .. błagam byle nie delirium …. mój umysł nie przetrwał by takiej dawki wrażeń …. spokojnie myśl o 0.7…. o tym cudownym smaku ….tak.

Ok jeszcze raz może gdzieś popełniłem błąd ….. nie …. wstałem tak jak zawsze o 6 .30 ubrałem się i zaparzyłem sobie kawę zagryzając na szybko kanapką … potem sprawdziłem kalendarz ….. tak 14 lipca …żadnych zamówień na figurki , bronie …. czy inne bzdury z drewna , piły odpoczną , sąsiedzi nie będą się drzeć że  hałasuję ale taka moja praca , potem około 8.00 zmieniłem słoninkę ptakom następnie postanowiłem wyjść na wcześniejszy spacer aby potem przez cały dzień leżeć do góry brzuchem i nic nie robić …. dlaczego o ósmej a nie o 12 , może 11.30 przecież to są góry … nie miasto gdzie zwierzęta wychodzą tylko nocą …. nie przedmieścia gdzie raz za czas pojawi się jakaś sarna ….. tylko góry ….. zupełnie inny … tajemniczy i nie do końca zbadany  ekosystem …… mogłem to uwzględnić w przeciwieństwie do Darwina i innych jajogłowych.

Ubrałem się , zamknąłem drzwi  sprawdzając dwa razy , wziąłem coś do picia i zszedłem po schodach , ruszyłem na ścieżkę a potem po zboczu do strumyka …. szedłem wzdłuż niego przez kilkanaście minut ….. potem lekko pod kamienisto – błotnistą górę ….. mogłem pójść prosto w kierunku polany …. a nie w dół w kierunku  tych trzech wodospadów – jeden duży i dwa mniejsze ….. po co potem skręciłem w lewo zamiast zwrócić.

Przeszedłem w przez drzewa wchodząc do lasu i zaciągając się górskim powietrzem …… nagle usłyszałem jakiś dźwięk myślałem że przeleciał ptak …. ale nie gdy dźwięk się powtórzył spojrzałem w górę … nic … po gałęziach …. nic …. za sobą … tylko przerwa pomiędzy drzewami …… obejrzałem się w prawo …. zauważyłem wielki szary kamień …… ruszyłem dalej i znów usłyszałem ten dźwięk znów obejrzałem się tak samo jak wcześniej … ale gdy spojrzałem na kamień … wydawało mi się że zmienił położenie …. zatrzymałem na nim wzrok …. znów słysząc ten dźwięk ….. nagle „kamień” wstał , otrzepał się i rozpostarł skrzydła …. obrócił się w moim kierunku pokazując zakrzywiony dziób …. zielone oczy oraz stopy z sześcioma szponami ….stwór obrócił głową i zaatakował …zacząłem się cofać …. upadłem potykając się o gałąź …. następnie zwinąłem się w kłębek modląc się cicho … licząc na niewiele … ale kiedy stwór już miał mnie zadziobać niebo poszarzało …. i nagle powietrze zadrgało a z chmur splunął piorun ….. trafiając w głowę ptaka … ten zaskrzeczał i padł w ostatnich drgawkach …. śmierdząc niczym kurczak trzymany zbyt długo na grillu.

Teraz jestem w domu …. zastanawiam się co jeszcze kryję się w oceanach …. w ziemi …. i w górach … oraz czy świat jest prawdziwy ….. dobra dosyć tego…… Hej siup w ten kaczy dziób „Morfeuszu przyjmij mnie ciepło … na jak najdłużej” to była moja ostatnia myśl….

pisarz1111 : :
kwi 08 2018 Jestem
Komentarze: 0

 Jestem

Jestem Wojną, wojownikiem straszliwym, morduję i zabijam bez litości aż zostaną tylko zgliszcza,

Ścinam głowy każdego dnia, głów setki, tuziny ludzi pada i ginie.

Jestem Śmiercią i nie ma nadziei, że kiedyś odejdę w tę przeklętą zamieć.

Jestem Waśnią, wszczynam burdy tam gdzie mogę, łamię każdemu głowę, nogę.

Jestem Furią, więc lepiej mnie nie denerwuj, bo skończysz tak jak inni na cmentarnym placu.

Jestem pisarzem, dlatego mam takie możliwości, a ty jeśli masz ochotę możesz zrobić co chcesz,  

Od domu nad Wisłą, zamku z murami czy skarbca ze skarbami nieprzebranymi.

Jestem pisarzem, więc nigdy nie zamykam tej magicznej bramy.

pisarz1111 : :
kwi 08 2018 Czasami lepiej jest spać
Komentarze: 0

 Czasami lepiej jest spać.

Znalazłeś ten dokument ?! A więc usiądź i zrelaksuj się, weź sobie kawę lub wodę, rozsiądź  się w fotelu.

Ta historia opowiada o typowym życiu typowego kółka w maszynie Hansa Koe, pracującego w korporacji zajmującej się projektami budynków oraz maszyn.

Hans wstaje szybko, codziennie o 6 :00 (nie ma czasu, przecież jeszcze korki na drodze), szybko ciuchy, koszula z krawatem, tak ta będzie dobra, ok teraz mała kanapka i energetyk, teczka z projektami, kurtka, buty i do pracy.

Szybko po schodach w obskurnej kamiennicy z odpadającym tynkiem oraz graffiti miejscowych artystów upiększonych (cenzura)oraz pięknymi, połyskującymi butelkami po wódce, które niczym rusałki zachęcają Hansa do zrobienie sobie przerwy. Ale on już zapomniał ten smak piwa czy wódki (nie pił od 2 lat, od czasu dostania etatu).Z piątego piętra do merca zaparkowanego przed budynkiem. Stylowego, klasycznego Mercedesa Benza, któremu mieszkańcy nadali przezwisko „automat”, ponieważ kursuje tylko na trasie z domu do pracy iz pracy do domu. No może poza piątkiem, kiedy to o godzinie 21 Hans „dętka” Koe wczołguje się po schodach niczym podróżnik któremu skończyły się zapasy wody na pustymi (ogromnej pustyni życia, pełnej pułapek), dochodzi ruchem dżdżownicy w konwulsjach do drzwi i klęka jak do modlitwy, tak chciałby pójść do kościoła,(ale nie, w niedzielę trzeba zrobić kilka projektów, wypełnić rozliczenia, podpisać projekty i inne bzdury, więc dopiero sporadycznie msza wieczorna w telewizji).Będąc wreszcie pod drzwiami, ze spoconymi, klejącymi i skołtunionymi  blond – siwymi włosami, sapiąc niczym lokomotywa podczas porodu, z dłońmi bez czucia oraz wywieszonym krwawiącym językiem, klęczy przed drzwiami swego azylu. Wie, że jak tylko obraz w jego szaro- niebieskich oczach wróci do normy i przestanie widzieć poczwórnie, otworzy drzwi, wsunie się do pokoju, wpadnie do łazienki, umyje twarz w zimnej, ożywczej wodzie, przejrzy na oczy i odzyska chęć do  życia! Wejdzie potem do kuchni, niczym Leonidas do Sparty jako dumny zwycięzca z zakrwawionym mieczami tarczą pełną strzał. Tak wbiega do kuchni, dopada lodówki, rzuca się jak głodny pies po tygodniu postu. Po kilku minutach gotowe! Może zjeść syty posiłek, usiąść przed telewizorem i obejrzeć jakiś film. Tak, piątek i sobota dwa najlepsze dni! W sobotę do 18, bo potem znowu kwity, rozliczenia oraz projekty.

Teraz jednak musi wstać i wypłynąć z cudnego eteru snów, z krainy bez czasu, bez szefa, bez korpo, ech. Co ja wygaduję, przecież to dzięki szefowi i pracy mam to co mam, jak ja w ogóle mogłem tak pomyśleć – skarcił się Hans  i otworzył zaklejone oczy , wyłączył dzwoniący okrągły budzik w kształcie bomby dzwoniący jak szalony.

Uderzył go lekko, prawie pieszczotliwie, niczym zwierzątko na dzień dobry. Zawsze chciał mieć kota lub chociaż mysz, ale przez pracę….

No nic, czas do pracy – rzekł i uśmiechnął się słabo jakby miał zwymiotować. Ruszył ku szafie, spojrzał na gustowny kalendarz +18 i na jego twarzy pojawił się uśmiech, który następnie zamienił się w smutek.

Dziś i przez następny tydzień będzie konkurs na pracownika miesiąca. Hans mógł poszczycić się jednym tytułem przez jeden dzień. Jego konkurent, siostrzeniec szefa przejął jego trofeum za dolary. Oczywiście, a za co niby? Przecież to najlepszy sposób na zażegnanie spraw oraz zysk, to zamiast podwyżek żartował Hans , a co ciekawe policja o tym nie wie , chyba przez ten nowy system kamer z namierzaniem laserowym.

No nic, trzeba będzie zwiększyć dawkę – powiedział Hans, zamknął szafę i ruszył na przedpokój gdzie wyjął z szuflady trzy energetyki, co powinno starczyć do północny i na około godzinę ewentualnych nadgodzin.

Hans wyszedł na klatkę i schodząc cicho aby nie pobudzić sąsiadów, zszedł spoglądając na zegarek i licząc kroki. Na dole uderzył go w nozdrza zapach spreju, rozejrzał się, ale na klatce nie było żadnego nowego graffiti, więc skąd ten zapach?- spytał sam siebie i wyszedł. Na dworze w promykach wschodzącego słońca zamarł, nie dla tego że odkrył źródło zapachu, czyli swoje auto z ogromnym rysunkiem męskiej części ciała na masce i wulgarnym rymem, ale z tego powodu że zapomniał raportów dla szefa, przecież to niedopuszczalne! Pędem wbiegł z powrotem na schody przeskakując po dwa, szybko otworzył drzwi, wziął papiery, zawrócił, wsiadł do auta i ruszył. Nie ujechał daleko, parę ulic dalej złapał go korek, czekał piętnaście minut wpatrując się w zegarek aby zdążyć na siódmą, tak równo na siódmą, ani minuty spóźnienia! Po piętnastu minutach ruszył myśląc co go dziś czeka, jakie rozliczenia, projekty i kwity, myślał przez cały czas tylko o tym, nagle znów się zatrzymał, wyjrzał przez okno - przejazd zamknięty.

Pociąg, kiedy on przejedzie ?- czekał już od pięciu minut i nic, kolejne pięć minut nic, dopiero o 6:30 pociąg nadjechał i jechał kolejne 10 minut. Hans był załamany, nie może się spóźnić, przecież straci pensję na dwa tygodnie, co on zrobi?

No, nareszcie pociąg przejechał, świetnie. Hans wdepnął  gaz, i ruszył, mistrzowsko wziął zakręt w prawo, potem w  lewo i oto już jest duży szary budynek z czarnymi oknami i wielkim logo robota trzymającego projekt w jednej ręce a pieniądz stylizowany na zegar w drugiej. Uśmiechnął się, spojrzał na zegarek była 6:45, szybko podjechał do stróżówki, odbił swoją kartę identyfikacyjną i przejechał obok stróżówki z pijanym stróżem wewnątrz. Zaparkował pomiędzy Ferrari a Subaru, wysiadł z auta mijając Masserati, Porsche, Alfa Romeo  oraz na końcu luks torpedę szefa (auto stylizowane na prom kosmicznymi z system kamer nawigacyjnymi, system wideo, przenośnym TV), potem popatrzał na swojego Mercedesa. Kiedyś będzie lepiej – szepnął i wszedł przez drzwi obrotowe, potem do windy, następnie przez labirynt szarych  korytarzy pełnych haseł motywacyjnych oraz automatów z napojami energetyzującymi, wbiegł zdyszany do gabinetu o 6:55, stanął na baczność w szeregu, uśmiechnął się i czekał.

 Szef przyszedł spóźniony o półgodziny. Hans ściskał kurczowo torbę, uśmiechając się do siebie, że wziął trzeci energetyk, oj chyba będą nadgodziny. Starał się nie patrzeć na szefa, otoczonego trzema dziewczynami z centrum zarządzania. Szef szedł przed nimi w nienagannym garniturze, połyskując eleganckimi butami i z kawą w ręce. Doszedł do szeregu! Stanął, sprawdzał ubiór, paznokcie, uczesanie , wywalił Jenkinsa (za długie paznokcie o 2 mm) - przejęła go jedna z kobiet. Druga („donosicielka”) została przy szeregu - jeden błąd, a leci do szefa i żegnaj się z płacą lub z premią albo nawet z pracą. Trzecia poszła do  biura z szefem w wiadomym celu, ale trzymajmy się wersji oficjalnej, czyli zaznajomienia się z „Raportami do spraw polepszenia kondycji korporacji”.

Potem każdy zajął swoje miejsca. Hans miał numer 56, białe, puste  biurko, no poza monitorem i komputerem oraz ukrytą pod biurkiem kamerą. O kamerach wszyscy wiedzą, ale szef nie wie, że oni wiedzą - czasami odrywa się od pozycji …. znaczy od projektu i ogląda pracowników niczym sęp lub lew wypatrujący osobnika słabego lub chorego.

Nadeszły pierwsze zadania: Hans dostał dwa projekty, jeden do sprawdzenia zgodności a, drugi do poprawy, 56 kwitów, 45 innych śmieci, 32 listy i jakieś inne dokumenty.

Załączył komputer, wpisał hasło, wszedł w folder „projekty na zamówienie”, wpisał Jan Kowalski. Wyskoczył mu odpowiedni projekt, sprawdził kreski, przewody, zasilanie - wszystko dobrze. Napisał odpowiednią notatkę czarnym, niezmywalnym mazakiem, wziął drugi projekt, poprawił parę niedociągnięć, wypełnił biurokrację i czekał na kolejne zadania. Przyszły po chwili i zabrał się do szaleńczej pracy, przerzucał wzrok z monitora na kartkę, pisał, wykreślał, uzupełniał, aż w połowie jednego z dokumentów rozległ się dźwięk dzwonka.

„Pierwsza kontrola”- oznajmiły głośniki i pojawiła się ta druga kobieta z notatnikiem w ręku. Zabrała się do kontroli: najpierw jakość - dokładne sprawdzanie każdego projektu, dokumentu, kwitu, potem ilość -  kto więcej ten lepszy, potem ponowna kontrola wyglądu i czystości. Wszystko to trwało trochę więc kontrolerka odeszła trochę naburmuszona, ale szczęśliwa że teraz pójdzie do szefa na …, znaczy na naradę tak na naradę.

Hans podobnie jak inni odetchnął, zabrał się ponownie do dzieła którego nie skończył, kolejne zadania, więcej papierów, a na końcu kartka z pismem szefa -to nie zawsze dobry znak. Pierwsza reakcja Hansa była jak najbardziej uzasadniona, chwycił się za głowę, zmrużył oczy „mam przej…”, potem przeczytał dokument.

„Sprawdzić dwa maile od zagranicznych firm. Wysłać potwierdzenie i odpowiednie notatki na mój mail. Pod żadnym pozorem nie zakłócać narady i nie wchodzić do gabinetu!” - widniało czarno na białym, niebieskim długopisem.

O 12:00 wypił pierwszy łyk energetyka, tak jak pozostali, choć niektórzy wyczerpali większość swoich dawek i musieli pisać oficjalne pisma do szefa o pójście do automatu, a niekiedy prośbę o pójście do toalety. Szef zawsze rozpatrywał wnioski w zależności od mniemania jakie miał o danej osobie - od tego zależał czas którym dysponowali.

Godzina 16:00, druga z czterech kontroli. Tym razem przyszła ta, co pierwsza była u szefa na naradzie, wyraźnie niezadowolona , zaczęła kontrolę. Trzeba było być bardzo uprzejmym i uległym, sprawdzano to co wcześniej oraz kąt nachylenia pleców siedzącego, odległość od monitora, przeglądano historię stron internetowych oraz znowu wygląd osobisty ofiary.

Potem o 21:30, po trzeciej kontroli, większość  pracowników dostała pozwolenie na zjedzenie kolacji w barze firmowym i pójście do domu. Hans nie miał tyle szczęścia, musiał zostać do 23.00.Wiercił się niespokojnie, ponieważ bał się czy zdąży do kamienicy w której, jeśli wierzyć miejskim legendom był podczas wojny mini obóz zagłady. Podobno trzydzieści minut po północy działo się tu coś dziwnego, ale Hans w to nie wierzył (nie był przesądny), a ponadto zawsze przed 24-tą już spał.

Teraz gdy ubrał się i był już gotowy do wyjścia, podeszła do niego dziewczyna z drugiej kontroli niosącsłynącą ze złej sławy szarą, skórzaną teczkę, oznaczającą nadgodziny w ilości zależnej od jej zawartości. Lepiej było je zrobić - można było mieć lżejszy start następnego dnia oraz lżejszą kontrolę z przymykaniem oka na pewne sprawy.

Dała mu teczkę bez słowa i odeszła. Hans wymruczał coś pod nosem i skierował się do wyjścia, gdzie zorientował się że studzienka wyschła, nie ma paliwa, brak energetyków, więc przed odwiedzeniem domu i nadgodzinach musiał skoczyć do sklepu i chwycił się za głowę „przecież sklepy są już pozamykane”.

Załamany wsiadł do auta i tym razem szybko podjechał pod dom. Zdążył na zebranie osiedlowe - przed kamienicą stało kilku miejscowych ćpunów kurząc zielsko. Hans cofnął się na ich widok, ale niestety został zauważony.

Ej kolego, chodź no tu - rzekł donośnym głosem jeden gruby menel, lub jak kto woli pracujący na budowie, studiujący medycynę zielarz.

Hans chciał uciec, ale tamten powtórzył ‘prośbę”, wolał więc nie ryzykować i podszedł.

Coś taki smutny ?- zagadnął drugi typ w dresach i bluzie adidasa.

Bejsbol, zachowuj się - skarcił go pierwszy.

Pała ma rację- zawtórował kolejny.

Co, chciałem być miły - powiedział oburzony Bejsbol.

No to co cię gryzie? spytał Pała. Deska daj mu gżdyla - zwrócił się do kobiety siorbiącej wódkę z butelki.

Masz - wysepleniła.

Nie trzeba , to tylko małe kłopoty w pracy i jeszcze te nadgodziny - powiedział Hans.

Na smutki i w pracy kłopoty najlepsze są prochy - rzekł Bejsbol zdumiony swoim słownictwem, podając Hansowi worek z ziołami.

Nie palę – powiedział Hans.

To weź to, nalegam! –„poprosił” Bejsbol i podał mu kolejny worek z mniejszymi saszetkami wypełnionymi białym proszkiem oraz z małą rurką do wiadomego celu.

Nagle z jednego z okien rozległ się głos: Spieprzajcie stąd, ludzie śpią, a jak nie śpią to będą spali. O tej porze lepiej spać! - zawołał jeszcze ten ktoś.

Dobra, zbieramy się, idziemy ćpać pod most - rzekł Pała i wszyscy poszli.

Hans spojrzał na zegarek, była 23:45.Szybko wbiegł na górę, rozebrał się, usiadł na łóżku, odpalił małą lampkę i zaczął pracę.

Kiedy po chwili spojrzał na zegarek, była 00:00, ziewnął „nie możesz zasnąć!„ powiedział sam do siebie i wzrok jego padł na worek od Bejsbola „tylko jednego” pomyślał i zaciągnął się.  Wstąpiły w niego nowe siły, rzucił się w wir pracy i w otchłań worka z saszetkami.

Nagle usłyszał dziwny głos który wydawało mu się że krzyknął „Niech żyje Hitler!” Hans przetarł oczy, spojrzał za zegarek (00:29), potem na saszetkę - była pusta.

Po chwili głos się powtórzył, była 00.30 i w pomieszczeniu rozległy się krzyki i piski, potem wystrzał z rewolweru i jakby cichy jęk. Potem więcej krzyków, a o godzinie 2:30 wszędzie już były cienie i krzyki. Hans był przerażony i …….. trzeźwy.

Rano był niewyspany ale i dumny - wypełnił wszystkie dokumenty! Cały czas nie mógł się otrząsnąć z nocnego spektaklu, zsunął się z łóżka, poszedł do auta i ruszył do pracy. O 22:00 wyszedł do domu, a pod domem znowu zebranie, znowu go namawiali, uległ - był przecież „po tym” bardzo efektywny, więc musiał i wziął. Tym razem musiał już zapłacić, ale zrobił to bez wahania. Wszedł do domu,  zaciągnął się, nie spał, w nocy był na chodzie, otoczony przez duchy. Rano bolała go głowa, zwlókł się bardzo otępiały, jakby zmęczony po długiej podróży, niewyspany od krzyków, przekleństw i strzałów. Był trzeźwy.

W pracy ledwo dawał radę. O 23-ciej był pod domem po kolejną dawkę, ale nie miał pieniędzy - przepędzili go. W nocy znów było to samo, spał tylko godzinę. Rano czwartego z siedmiu dni, obrywał ostro, nic mu nie wychodziło, piątego dnia było jeszcze gorzej, a szóstego go zwolnili. Wrócił do domu  padł na łóżko i zasnął. Była 23:00, spał całą noc.

Wolał aby niektóre rzeczy pozostały poza barierą snu. W śnie słyszał głos z tego dnia, kiedy po raz pierwszy dał się namówić „Czasami lepiej jest spać”.

 

 

 

                     

pisarz1111 : :
kwi 08 2018 A kiedy przyjdzie
Komentarze: 0

 A kiedy przyjdzie także po mnie ……..

Cześć jestem Maks, jestem jednym z was, zwykłym nastolatkiem, niby nic przecież to tylko szkoła, zadania, testy i testy, potem zadani domowe, telewizja i do spania. Ta w kółko.

Jeszcze muszę znosić młodszego brata. Ten mały doprowadzał mnie do szału, ciągle mi przeszkadzał, zabierał pilota oraz przeszkadzał w lekcjach, nie do wytrzymania. Teraz to się zmieniło, od tego feralnego dnia który miał być zwykły, najzwyklejszy taki jak zawsze ale nie był, był lepszy i to dzięki niemu inaczej się już zachowuję i postrzegam świat.

Jak codziennie w poniedziałek, otworzyłem senne oczy i odruchowo rzuciłem budzikiem, czarnym prostokątem o ścianę „jak zwykle wytrzymał” pomyślałem i niechętnie zwlokłem się z łóżka na kolejną egzekucję, podpełzłem do lodówki, spojrzałem na rozkład lekcji i chciałem wyskoczyć z okna (chociaż to 2 piętro): 2 sprawdziany i 2 kartkówki! Ech „niech będzie” powiedziałem i zwróciłem wzrok na kartkę z dodatkowymi zadaniami od mamy, jak zwykle z tą samą wymówką „Mam dużo pacjentów” widniał napis oraz zadania:

1. Zrób obiad dla brata i odbierz go ze szkoły,

2. Pójdź na zakupy wg listy,

3. Pobaw się z bratem,

4. Pomóż mu w lekcjach,

5. Zrób mu kolację,

Będę późnym wieczorem.  „Jak zwykle” – pomyślałem, podszedłem do lodówki i wyjąłem płatki, potem wziąłem miskę (oczywiście była brudna), odłożyłem płatki na stół i zabrałem się do mycia miski, udało się! Wziąłem mleko, łyżkę i spojrzałem na zegarek „super, za dziesięć minut mam autobus”.

Nalałem mleka do miski, zacząłem jeść, szybko, bardzo szybko, aż w pewnym momencie, przez nieuwagę miskę spadła, rypsło solidnie, a mleko było wszędzie. Ostrożnie wstałem z krzesła i spojrzałem na zegarek, potem rzuciłem się po plecak i na przedpokój, wziąłem kurtkę, przyciasne buty i wybiegłem z domu na przystanek. Nagle wdepnąłem w kupę psa sąsiadki, a potem jak na złość w kałużę, zdyszany przebiegłem przez drogę na przystanek, gdzie zobaczyłem, że autobus już odjechał. „Super, kolejny za pół godziny”, sięgnąłem ręką do kieszeni po telefon. Tak, fajnie tylko gdybym go wziął.

Zaciskając zęby zacząłem coś bełkotać (lepiej to pominąć) , potem postanowiłem pójść na piechotę. Ruszyłem przez mróz: prosto, w prawo w lewo, po chyba piętnastu minutach, solidnie wnerwiony zobaczyłem budynek szkolny, jeszcze tylko przejść przez parking.

Nagle rozległ się ryk silnika i czarne auto, bez tablic rejestracyjnych gwałtownie wjechało na parking Myślałem, że to ktoś do szkoły, ale nie, auto zaparkowało obok mnie. Myślałem, że chcą spytać o drogę, ale chwilę potem padł na mnie cień, trzasnęły drzwi, ktoś chwycił mnie za barki i nałożył coś na głowę.

Rozległ się ryk silnika i pojazd ruszył, szybko po drodze, potem przez jakieś wertepy, trzęsło jak cholera, aż gdzieś dojechaliśmy. Wyciągnęli mnie i przeciągli spory kawałek drogi po nierównym terenie, usłyszałem otwieranie ciężkich drzwi oraz jakieś głosy. Szliśmy jakimiś tunelami, czy korytarzami, aż w końcu znalazłem się w dużym, cuchnącym pomieszczeniu, gdzie miotnęli mną o ścianę, ściągnęli worek z głowy i wyszli.

Nie wiem ile tak siedziałem, dzień, dwa, czy więcej ?

Nie wiem, ale kiedy wrócili, przyciągnęli jakieś krzesło oraz kamerę.

Dawaj, czas na show – powiedział barczysty typ.

Dobra – odparł drugi i pokazał swoje cztery, żółte zęby oraz hodowlę pryszczów.

Odpalił sprzęt, zaczęli nagrywać… Nic nie słyszałem, znowu nałożyli mi worek, potem go zdjęli, a jeden z nich przyniósł kopertę - był w niej nóż. Oblał mnie na ten widok zimny pot, ale za chwilę było jeszcze gorzej! Dwaj chwycili mnie za ręce, a trzeci zamachnął się nożem, pokazał  mi odcięty kciuk i wrzasnął … to był jego kciuk! Zamachnął się jeszcze raz, tym razem niestety dobrze, pokazał mi mój kciuk, dał jakąś osraną szmatę, kazał obwiązać sobie ranę, i palec wrzucił do koperty. Resztę pamiętam jak przez mgłę, wiem że w pomieszczeniu wylądował jakiś mały, okrągły obiekt, który po chwili zaczął dymić, na co bandziory chwycili za broń. Potem wybuchła strzelanina, jeden z bandytów podbiegł do mnie, przyłożył mi nóż do gardła i padł położony celnym strzałem. Przez chwilę trząsł się konwulsyjnie, aż znieruchomiał. Następny z bandytów, który właściwie powinien już nie żyć po kilku strzałach w głowę i w brzuch nadal biegał, ale w końcu padł. Później dowiedziałem się, że znaleźli przy nim (w nim zresztą też) jakieś prochy, patolog powiedział że pomimo tego iż jego mózg wyglądał jak sito, serce nadal biło i fizycznie mógł funkcjonować jeszcze ze trzy dni.

Co do reszty, to nie wiem czy była prawdziwa, szczególnie gdy widzi się ducha żołnierza z gołą czaszką oraz kosą w ręce mówiącego „Już czas”, prowadzącego cię przez ciemność do dziwnego pomieszczenia z dziwnym dużym telewizorem, pokoju wypełnionego świetlistymi postaciami oraz siwym mędrcem (?) na złotym tronie stojącym na srebrnym podwyższeniu.

Ekran rozbłysnął światłem, pojawiły się jakieś sceny … Później uświadomiłem sobie, że to moje życie, moje czarno - białe życie: „O, tu pokłóciłem się z maą”, „kłótnia z bratem”, „ściąganie na kartkówce” i tak dalej...

Chyba po dwóch godzinach było głosowanie i werdykt - „Wraca” powiedział mędrzec.

Wróciłem, byłem wolny, w radiowozie, potem w domu, po jak się dowiedziałem czterech dnia, teraz gdy przyszyli mi palec i zbadali w szpitalu.

Z powrotem w domu! Teraz tylko wyjść do szkoły i czekać kiedy po mnie przyjdzie …

pisarz1111 : :
kwi 08 2018 Horrory wybrane 28
Komentarze: 0

 Oj może coś napiszę

Lecę , nareszcie się zdecydowałem po odłożeniu noża i odwieszeniu sznura z haka , wyrzuciłem te proszki i postanowiłem otworzyć okno ,okno z trzeciego piętra , nie mam już celu w życiu , nie , nie po tym spotkaniu , nie po tym telefonie od Bena , mojego kolegi – krytyka literackiego ,lubiłem go , kilka godzin temu wezwał mnie na spotkanie w pewnej sprawie.

Byłem dobrej myśli a teraz chce to skończyć , nic tego nie zapowiadało , przecież wszystko było dobrze , zaczęło się w liceum w drugiej klasie kiedy odniosłem pierwszy sukces wydając w gazecie swoje pierwsze opowiadanie o inwazji kosmitów ,potem kolejny sukces kiedy kończyłem liceum moja pierwsza trylogia o psychopatycznym doktorze , zarobiłem wtedy , nie dbałem o to liczyły się pozytywne recenzje i listy od fanów.

Następnie na studiach zacząłem karierę w pełni wydając mnóstwo moich horrorów i powieści grozy głownie o rzeczywistości …. strasznej i niegościnnej wręcz niemożliwej – kilka kryminałów o niewyjaśnionych i bestialskich morderstwach oraz kilka powieści z fikcją naukową bardzo wyraźnie zarysowaną , nic nie pobije moich horrów wydałem wszystkie  jakie napisałem – głównie zbiory ale też wszystkie powieści , jedną czy dwie powieści fantasy o smokach i krainach niedostępnych na co dzień , kilka dzieł o pisaniu : moje opisy postaci , jak zaczynałem „Pióro”.

Jednak największy sukces odniosły opowieści przepełnione grozą i surrealizmem wręcz postapokalpisą , opowieści które mogą przydarzyć się każdemu , wczoraj , zresztą od kilku tygodni kiedy fani nie dawali mi spokoju , nie mogłem odpędzić się od listów , powiadomień na portalach społecznościowych ani maili , teraz to już nie ważne , nie liczy się to że pracowałem nad kolejnym zbiorem opowiadań i powieścią , tak znów pełną krwi i strachu , pełnej ciemności w której kryją się wasze najgorsze lęki , tak nawet o nich nie miałeś pojęcia , dopóki się nie ujawnią , atakując niczym wygłodniały tygrys czy bestia – bestia rodem z piekielnych otchłani , z otchłani spoza czasu i przestrzeni , które tylko czekają aby cię zaskoczyć.

Przed chwilą otworzyłem drzwi do bloku , potem nawet nie przebrałem butów ani nie powiesiłem płaszcza , tylko przeszedłem przez korytarz do salonu jednocześnie będącego pokojem i gabinetem , ze stołem , telewizorem i laptopem , tyle , spałem na sofie – tak kilka poduszek pod głową i pilot w ręce na stole kubek z parującymi ziołami na sen – tak po napisaniu dziesięciu stron powieści lub trzech opowiadaniach – zmęczony lecz zadowolony  - oglądałem jakiś film w tv , potem zasypiałem aby rozpocząć znów kolejny cykl.

Teraz czują chłód zimnego dnia , kiedy przed dwoma godzinami wsiadłem w autobus przedtem odbierając telefon , gadając nawet w autobusie , wysiadłem koło pobliskiej kawiarni , gdzie czekał mój znajomy – krytyk , już przez szybę widziałem że na stole leży jakaś paczka.

Wszedłem potem zamówiliśmy kawę a potem kiedy Bob Marley skończył śpiewać krytyk – powiedział że czytał moją książkę – nie zdziwiło mnie to , spytałem się czy ostatnią – historyczną powieść o strażnikach czasu , on odpowiedział „Tak , mam nadzieję” , zemdliła mnie fala dziwnej energii , wybiegłem z kawiarni i teraz jestem tu , teraz lecę…..

Epilog

I gotowe , włączam zasilanie – powiedział lekarz

Świetnie – rzekł głos

Metalowy szkielet wstał z łóżka , rozejrzał się następnie powiedział „Oj może coś napiszę” i wziął pustą kartkę ze stołu.

Przez przeszklony hełm na jego głowie – każdy mógł zauważyć mózg – zmiażdżony i pogruchotany , a pomiędzy metalowymi częściami ludzkie narządy …….

pisarz1111 : :