Archiwum kwiecień 2018, strona 8


kwi 08 2018 Bezsensowne wypociny 22
Komentarze: 0

 Lodowy wir

Na dalekiej północy gdzie lodowe góry obijają się o ląd lub dryfują koło niego wśród śniegu i smagania potężnego bicza polarnego wiatru , próbują się oprzeć tej sile niestety nie wszystkie , dużo targanych wiatrem znika w prądach morskich , kiedyś podczas wizyty na stacji badawczej podczas drugiego z trzech tygodni zmagań z mrozem , brakiem wody i kończącymi sią zapasami prowiantu oraz natrętnymi pingwinami i śniegiem.

Jednak najgorsze miało dopiero nadejść kiedy to profesor Stone odskoczył jak oparzony od aparatury badawczej krzycząc opętańczo ,po ocuceniu wodą która zamarzła w powietrzu trafiając w głowę profesora jako bryła lśniącego lodu.

Profesor podniósł się , biegając z krzykiem po laboratorium dopiero but jednego z naukowców pomógł a zaraz po nim kolejna porcja wody ( efekt rzutu butem górskim)

Okazało się że w naszą stronę idzie ogromna burza , podobno to było jakieś tam przesilenie czy anomalia w którym wszystko może się zdarzyć np.: pingwiny uczące się latać , ufo latające nad lodową pokrywą i inne zjawiska.

Po których było jeszcze gorzej , kiedy profesor miał kolejny atak szału a potem szaleńczego śmiechu , podczas którego odsunęliśmy się od niego na kilka metrów, następnie profesor Stone pobiegł do specjalnego pokoju   gdzie przechowujemy gródki złóż oraz rzadkie minerały , skóry pingwinów oraz broń palną w tym miotacze harpunów , broń usypiającą oraz ręczną: z zębów i żeber niedźwiedzi polarnych atakujących bazę , przynęty z metalowych prętów połączonych z lnianym sznurem i kawałami marynowanego mięsa , przechowujemy tam też kombinezony na wyprawy oraz mieści się tam nasza podręczna biblioteka gdzie przechowujemy za szkłem książki : geologiczne , archeologiczne , biologiczne ,militarystyczne oraz o sposobach radzenie sobie w kryzysowych sytuacjach.

Po jakimś czasie profesor słyszalny z korytarza przybiegł niczym człowiek z rozwolniłem lub człowiek na wyprzedaży , niosąc jakiś zakurzony tom , otworzył go na jednej ze stron nadal śmiejąc się histerycznie jakby miał zemdleć lub wybiec goły na zimno polarne , nagle krzyknął euforycznie pokazując gestem abyśmy podeszli , strona była pożółkła , lekko poplamiona i przeżarta przez mole, z tego co udało się odczytać jednemu z członków ekspedycji rozdział traktował o kilku letnich tak zwanych Lodarstach czyli nagłych wahaniach pogodowych spowodowanym jednym z kilku wariantów według książki przez globalne ocieplenie co oznacza że ma być jeszcze gorzej co może być możliwe a burze będą silniejsze oraz dłuższe niż kilka dni jak było do tej pory , jeśli wierzyć w drugi wariant mamy do czynienia z silnymi wiatrami lub prądami morskimi.

Trzecia mówi o tym że to przez coś więcej przez coś co mieszka w tych rejonach ale nikt o tym nie mówi , jedynie parę głosów, po przeczytaniu tego tekstu ze zdziwieniem stwierdziliśmy że profesor Stone zniknął zostawiając tylko otwarte drzwi przez które dochodziły dźwięki wiatru i pingwinów, szybko porwaliśmy skafandry , kilofy do torowania drogi ,latarki podręczne , kapsułki żywieniowe oraz krótkofalówki i ruszyliśmy pod polarny wiatr.

Po kilku godzinach przez głośnik odezwał się profesor Frank z informacją że anteny i drony nie odbierają żadnych sygnału czy znaku życia przekazał także że sytuacja uległa drastycznej zmianie i mamy natychmiast zawracać do bazy za nim będzie za późno,  naradziliśmy się gestykulując nie chcąc marnować baterii w radiach , następnie po kolejnych godzinach marszu natrafiliśmy na bardzo duże zgrupowanie pingwinów coś podejrzanie duże , zbliżyliśmy się do nich na co one a właściwie bardzo duży pingwin z długim ostrym dziobem wyszedł ze „zgromadzenia” , stanął przed nim patrząc na nas wściekle , chcąc abyśmy odeszli , najlepiej jak najszybciej , nie mając takiego zamiaru staliśmy w miejscu co spowodowało wyraźne niezadowolenie i nerwowe tupanie stóp pingwina , na które przyszło kilka innych ustawiając się około niego , podczas gdy ja zastanawiałem się nad innym rozwiązaniem mój towarzysz nie powstrzymał emocji odpinając ostry i zakrzywiony kilof od żelaznego paska ,na moją reakcję nie było miejsca , stałem w miejscu patrząc na to , ale Buck wiedział jak zminimalizować straty , zabijał tylko pingwiny które go zaatakowały zabijając tylko pięć sztuk.

Następnie podeszliśmy bliżej do miejsca niedawnego zgromadzenia gdzie stały pingwiny , odkrywając poszarpane kawałki ciała , na początku myśląc że jest to truchło ryby bądź focza padlina  chcieliśmy iść dalej ale coś kazało mi się odwrócić co pokazało nam zniszczoną krótkofalówkę obok czegoś co było kiedyś ręką, pomału ruszyliśmy dalej za śladami krwi ciągnącymi się po śniegu i lodzie znajdując na końcu długą  jaskinię  w którą weszliśmy nie ukrywając strachu.

Na jej końcu ujrzeliśmy coś co przekracza wszystkie wyobrażenia : ogromny śnieżny pałac z prowizorycznymi wieżami i murami , weszliśmy do niego znajdując resztki kości i kombinezonu badawczego oraz prowizoryczne skórzane łóżko i mnóstwo niezniszczonego sprzętu badawczego z pewnością należących do innych zaginionych odkrywców ze stacji.

Wyszliśmy z groty- pałacu napotykając na zewnątrz dziwną istotę dużą dwunożną fokę z niedźwiedzimi łapami węsząc opętańczo , nagle zwracając głowę w naszą stronę , patrząc jasnoniebieskimi szklistymi oczami a potem atakując wściekle rycząc oraz wymachując pazurzastymi łapami ze śliną kapiącą z pyska niczym wodospadu.

Wzięliśmy nogi za pas biegnąc przed siebie w niezmierną czeluść lodu i zimna , nagle poczuliśmy zawroty głowy podczas których krążyliśmy bez sensu rozdzielając się, spostrzegłem to dopiero w bazie błądząc po bezdrożach wśród omamów rozpaczliwie próbując nawiązać kontakt z bazą.

Bezskutecznie w końcu padłem wyczerpany i bezradny na ziemię skutą wiecznym lodem, w bazie powiedziano mi że nie było mnie dwa dni, że obszar w którym się znajdowałem według badań jest odpowiedzialny za powstawanie burz.

Zataiłem jednak informacje o bestii którą cały czas słyszałem i widziałem , o bestii która nawiedza Lodowy Wir , lodowy Trójkąt Bermudzki      

pisarz1111 : :
kwi 08 2018 Bezsensowne wypociny 21
Komentarze: 0

 Lodowisko

Kolejny zimowy dzień z siarczystym mrozem oraz dużą ilością śniegu , dzień  po pracy kiedy już chcesz iść do domu sobie odpocząć przed telewizorkiem oglądając jakieś bzdury , serfując po Internecie  i mieć wszystko gdzieś , ruszać się tylko do kibelka i lodówki   ale nie musisz iść na nowo otwarte lodowisko ze spadzistym dachem , kilkoma umyślnie krzywymi oknami oraz dużym parkingiem na którym sprzedają ciepłą czekoladę , hot dogi oraz torebeczki z ciepłą substancją które należy włożyć do kieszeni. Lodowisko pojawiło się tu trzy dni temu nie wiadomo skąd  , mało osób widziało żeby coś tu budowali , mierzyli lub parkowali samochodami budowlanymi  ,ok to poszedłem miało być tylko na chwilę  po kilku godzinnej pracy za biurkiem w firmie oszczędzającej na wszystkim : papierze( ściernym) , jedzeniu ( z fast foodów) sprzęcie elektronicznym ( komputery z xp) , oświetleniu (świeczki lub diody) i po siedmiu godzinach   jeszcze chciało mi się jeździć jakieś dwie godziny pośród wesołej muzyki disco polo , śmiechów i krzyków , dźwięków siorbania i mlaskania w mini barku oraz szurania łyżew a czasami też podpórek treningowych dla początkujących i średnio zaawansowanych , wszystko pośród różowego pyłu który pachniał słodko i był wszechobecny ,po dwóch godzinach wytoczyłem się z lodowiska , padając jak kamień na łóżko nie wiele pamiętając z dzisiejszego dnia.

Za to słyszałem lub wydawało jakieś stłumione głosy dzieci i dorosłych – pierwsza myśl – dźwięki z lodowiska , następnie zacząłem widzieć jakieś mgliste cienie ,które stopniowo się kształtowały w ludzkie rysy – utwierdziło mnie to jeszcze bardziej w przekonaniu że to dźwięki z dzisiejszego dnia.

O  dziwo poszedłem tam też jutro co później dało mi do myślenia , i to już na początku kiedy to spotkałem się z dziwnym osobnikiem pilnującym wejścia o chudej posturze dziwnym wykręconym wyrazie twarzy oraz małym nosie , przyglądał mi się przez dłuższą chwilę ale wpuścił do środka , gdzie przy zakładaniu łyżew usłyszałem dziwnie bębnienie a potem po kilku minutach jazdy uderzył mnie jakiś koleś , który był dosyć tęgi a mimo to gdy podniosłem się z lodu ocierając krew z nosa , pełen wściekłości jego nie było , a nie oszukujmy się typ w jego rozmiarze nie jest chyba za szybki.

No nic zacząłem jeździć dalej , nagle przez głosiki została ogłoszona zmiana kierunku jazdy w lewo , gdzie ja znalazłem się prawie na środku lodowiska , z dwóch powodów .

Było dużo ludzi oraz trzeba było jeździć w odstępach aby nie wywołać wypadku , będąc na środku znów usłyszałem to stukanie czy też  dudnienie nie wiedziałem skąd dochodzi a ponieważ się zamyśliłem nie usłyszałem o ponownej zmianie kierunku przez co uderzyłem w kogoś i upadłem , zdając sobie sprawę że to dudnienie pochodzi z pod lodu w co nie mogłem uwierzyć tłumaczą sobie że to dźwięki łyżew.

Przy wyjściu zatrzymał mnie ochroniarz i odprowadził na bok , mówiąc że rozpoznał mnie i chce ze mną pogadać , na co się zgodziłem , musiał słyszeć gdzieś moją muzykę którą amatorsko tworzę , usiedliśmy w barku , gdzie nagle mój towarzysz zniknął , ale po chwili zlokalizowałem go jak rozmawiał z barmanem , potem przyszedł niosąc dwa kufle ,w jednym była cola a w drugim jakieś różowe wyziewy z pianą.

Postawił kufle dając mi ten z tym czymś różowym tłumacząc że jest to specjalność zakładu , spróbowałem – było genialne , poprosiłem o dokładkę po jakiś kilku minutach , potem o kolejną i jeszcze jedną aż w końcu musiałem pójść do ubikacji.

Wracając zauważyłem jak jeden z ochroniarzy podkręca dawkę pyłu , którego i tak było już dużo , następnie usiadłem przy stoliku i zaciągnąłem się kolejną porcją i zapadła ciemność.

Obudziłem się gdzieś w przeźroczystym pudełku lub celi , próbowałem się odwrócić nie mogłem , nagle zobaczyłem jak coś nade mną przejeżdża , potem kolejny obiekt i już po kliku minutach zagadka stukania się wyjaśniła gdy kilkanaście szkieletowych palców osób zaczęło bębnić w szklaną taflę.

Zagadka została wyjaśniona .

Ale jeszcze ostrzeżenie : Nigdy nie pijcie różowego drinku       

pisarz1111 : :
kwi 08 2018 Bezsensowne wypociny 20
Komentarze: 0

 Lodowiec

To miała  być tylko rutynowa ekspedycja  związana z zachowaniem pingwinów oraz pobraniem kilku próbek w celu ich zbadania a przerodziła się w coś gorszego , dwóch ludzi zaginionych , trzech nie żyje a kilku straciło rozum , nie dziwię im się , mało kto zachował by zdrowe zmysły lub przynajmniej pozory normalności , tego dnia kiedy ekspedycja 150 osób z uniwersytetu Geologii wśród nich ja Archeolog Thomas Crawler , Biolog Martin Homunc ,Geolog Rudolf Strsfbureger oraz Ashley Samtink Chemik.

Dnia dwudziestego trzeciego po zajęciach zostaliśmy pilnie wezwani do dyrektora placówki , było to dobrze dwie czy trzy godziny po naszej pracy więc szliśmy powoli i ospale , niektórzy byli wyraźnie naburmuszeni , szczególnie że każdy z nas dzisiejszego środowego dnia miał po 7 godzin a niektórzy po jednej lub dwóch dodatkowych : ja trzy godziny zajęć terenowych w pełnym słońcu po których musiałam wrócić do budynku na czterogodzinne zajęcia z uczniami z tematów które ledwie ogarniali , teraz tylko marzyłem o  jakimś ciekawym horrorze bądź kryminale oraz cieplej herbacie lub ciekawym filmie , lubiłem być sam po całym dniu pracy , rzadko w weekendy spotykałem się ze znajomymi za bardzo przypominali mi pracę u innych nie było lepiej.

Martin podobno cały dzień był w prosektorium z wycieczką uczniów , która skoczyła się wizytą na ostrym dyżurze i ratowaniu dwóch uczniów , jedna uczennica zemdlała podczas oglądania ludzkich narządów a drugi typowy myślący inaczej zaczął udawać manekina , udało mu się prowadzący zajęcia rozciął mu brzuch w celi przeprowadzeniu sekcji , teraz wrócił ze Szpitalu na Peryferiach , Rudolf miał comiesięczne odwierty w kamieniołomie , każdy wiedział co robi z człowiekiem sześć godzin na słońcu o dwóch butelkach wody i paczce lodów na patyku ,Ashley też była na skraju ponieważ trafiła jej się „wybitna” chemicznie klasa ,co skutkowało ewakuacją kilkuset uczniów od żrącego dymu , teraz szliśmy jak na skazanie do gabinetu dyrektora zwanego Olimpem pod względem gadżetów i wygody , teraz każdy wyobrażał sobie mniej więcej to samo , szefa dyrektora siedzącego na biurku z dziewczyną która przychodzi na praktyki ….. a nie to tylko w piątki , teraz wyobrażaliśmy sobie wielkiego kata o posępnej twarzy trzymającego cztery wypowiedzenia i śmiejącego się pod nosem.

Pod drzwiami zastukałem cicho , po usłyszeniu proszę weszliśmy z ulgą wiedząc że żaden kwiatek czy but nie poleci , dyrektor stał na środku gabinetu wraz z kilkoma typami o długich brodach i zakręconych wąsach.

Jeden z nich wyjaśnił że są z Międzynarodowego Instytutu do Spraw Wszystkiego , wyjaśnili że zostaliśmy wybrani do prostej ekspedycji zbadania kilku próbek oraz zbadania zachowania pingwinów , jeden z nich nalegał abyśmy dokonali odwiertów z miejsca z którego nigdy nikt nie marzył a co dopiero próbował czyli Lodowca Nazca , popatrzyłem na innych , chyba nie do końca wierzyli w nasze szczęście , przecież gdyby to się udało można by było porzucić tą pracę w tej dziurze , zgodziliśmy się , a na widok sprzętu przedzielonego do naszej misji opadły nam szczęki , były to: profesjonalne młoto wiertarki z możliwością zamontowania systemów samobieżnych , profesjonalny tytanowy sprzęt do wspinaczki oraz najnowszy cud techniki promień Predatora czyli urządzenie wysyłające fale podobne do tych które wysyłał kosmita , ale maszyna ma wmontowany skaner badający wszystko bardzo dokładnie wraz z określaniem wieku oraz możliwym przeznaczeniem obiektu , na początku podczas gdy płonęła w nas ekscytacja nie myśleliśmy po co nam ten sprzęt

Następnego o godzinie 6:30 zebraliśmy się a lotnisku gdzie czekał na nas czarny samolot niczym z filmu o szpiegach , po wejściu do wnętrza znów opadły nam szczęki więc podczas długiej podróży nie nudziliśmy się , po przylocie i rozbiciu namiotów wzmocnionych śniegiem zabraliśmy się do badań , ja i Rudolf do badań nad pingwinami a Ashley i Martin poszli wiercić wraz z innymi osobami z ekipy , przy nas zostało kilku ( to gra w karty) , wrócili po półtorej godziny szybko parkując skutery i coś gestykulując i krzycząc ,nasz lekarz stwierdził obłąkanie ,bez namysłu porwaliśmy ich skutery i ruszyliśmy pod lodowiec gdzie u jego podnóża leżało kilkanaście ciał , a dużo ludzi siedziało , pełzało lub gadało bez składnie , sprawdziliśmy dziennik cyfrowy i zaczęliśmy powtarzać kroki według niego , po chwili zrozumieliśmy nazwę lodowca.

Maszyna strzeliła pomarańczowo zielono żółtym światłem w ścianę lodu pokazując w na nim oraz w jego wnętrzu wyryte z niezwykłą precyzją oraz dokładnością odwzorowania obiekty , zwierzęta i inne , spojrzałem na licznik datowania , rysunki pochodziły z początków istnienia Ziemi , a niektóre z nich przedstawiały jej koniec oraz dziwne istoty pół konie pól ludzi z czterema łapami walczącymi z istotami o wielu mackach na gruzach ludzkości w dalekiej przyszłości.

      

 

 

pisarz1111 : :
kwi 08 2018 Bezsensowne wypociny 18
Komentarze: 0

 Lodowate zimno

Manifestacje , mogą być różne przez dźwięki czy zapachy od zgniłych konserw aż po szczury czy inne gryzonie , lub wizualne jakieś kółka i plamy lub też może to być grupa ludzi idących ulicą z transparentami lub , to co mnie spotkało , czego nie życzę nawet swojemu najgorszemu wrogowi, było to pewnego dnia ( wtedy się zaczęło) kiedy zaparkowałem wóz pod budynkiem notariusza , wbiegłem po kamiennych schodach , popychając na końcu ciężkie drzwi wszedłem do głównego holu , pobłądziłem po nim dosyć długo , na szczęście ( choć nie dla wszystkich) zanim dotarłem do pomieszczenia 342 gdzie na czwartym piętrze miało nastąpić odczytanie testamentu hrabiego Jenkinsa Karola D .Bila von K.Bla z rodu Wernortuhultzhów czyli po prostu mojego krewnego , cicho wpełzłem przez drzwi i zająłem miejsce w trzecim rzędzie , dopiero później rozejrzałem się ze zdziwieniem próbując rozpoznać twarze moich braci , sióstr i innych członków rodziny bliższej czy tej dalszej , z którą nie widziałem się od jakiś dziesięciu lat czyli tajemniczego wypadku w zamkniętej na klucz i kilka kłódek posiadłości rodowej , wśród tego tłumu rozpoznałem mego brata boksera , jedyny miał przekrzywiony na prawą stronę nos , siostrę Brunchildę stojącą pod ścianą oraz kuzyna Jacka z kłosem słomy w ustach , jak typowy farmer którego produkty są rozprowadzane na cały świat.

Po kilkunastu minutach dodatkowego oczekiwania do Sali wszedł niski człowieczek o dziwnej twarzy ledwo widocznej spod skórzanego kapelusza z szerokim rondem , człowieczek wskoczył za biurko , nabrał łakomie powietrza ( myślałem że pęknie) potem przemówił wolno dziwnie pustym głosem.

Odczytanie ostatniej woli Jenkinsa Karola D.Bila von K.Bla z rodu Wernothultz ( teraz zapowietrzył się strasznie) potem odetchnął i przemówił Billowi przepisuję nasze grządki ziółek leczniczych z nadzieją że pomogą w karierze bokserskiej , Brunhildzie przepisuję naszą farmę , Braciom Rickowi I Pawłowi przepisuję warsztat samochodowy , po kilkunastu minutach produkowania się przerywanych na zabieranie oddechu oraz wydawanie dziwnego rzężenia doszedł do mnie

A mojemu dalekiemu krewnemu zapisuję …….. rodową posiadłość ( teraz nastąpił ten moment kiedy uświadamiasz sobie że jednak siłownia lub treningi to nie byłby taki zły pomysł) , potem gdy już zrywałem się do biegu , zostałem zatrzymany przez mikro notariusza , podszedłem do niego zdziwiony zastanawiając się co jest tu tak zimno ,powiedział mi abym pojechał na pocztę i odebrał klucz do posiadłości oraz pouczył mnie abym nie podkręcał kaloryferów ponieważ instalacja może tego nie wytrzymać , potem pożegnał mnie a ja wsiadłem do mojego auta i jadąc w kierunku poczty.

W której poczułem coś dziwnego jakby ktoś mnie obserwował , raz po raz oglądałem się za siebie ,aż w końcu podszedłem do okienka poczty , mówiąc numer skrytki , cały czas czując się dziwnie , odebrałem szary klucz i wsiadłem do auta , myśląc że czeka mnie dwie godziny drogi po których stanąłem przed wyniosłym budynkiem ze spadzistym dachem , balkonem oraz dużą piwnicą , salonem w stylu wiktoriańskim , skromną łazienką oraz zakręconymi schodami na piętro do trzech sypialni wszystko było tak jak zapamiętałem , nawet obrazy na ścianach w salonie te same choć brudne od kurzu , rozpłaszczyłem się oraz załączyłem mały telewizor dziwiąc się że jeszcze działa oraz rozglądając się po bardzo czystej podłodze , około godziny 20 poszedłem spać , nadal czując się obserwowanym , rano narąbałem trochę drewna i napaliłem w kominku , ogień zgasł po około godzinie , więc napaliłem jeszcze raz aby zobaczyć jak płomień momentalnie gaśnie , potem dałem sobie spokój i ruszyłem do biblioteki czując dziwne drganie powietrza , w nocy kiedy zmęczony rozwiazywaniem krzyżówki poszedłem spać , poczułem dziwny strach który zignorowałem schodząc na dół by rozpalić ogień , ale będąc zatrzymany na ostatnim stopniu z podświadomym nakazem pójścia na górę , ale zanim to zrobiłem przełamałem strach załączając kaloryfery oraz natychmiast tego żałując , najpierw coś zaczęło syczeć , potem coraz głośniej aż w końcu przeszło w huk , po którym grzejniki eksplodowały parą która skierowała się na środek pokoju stopniowo formując w jakiś kształt , który okazał się facetem z kapeluszem z szerokim rondem tym razem wyższym , potem przemówił zimnym i pustym głosem

Ostrzegałem Cię abyś nie podkręcał instalacji tak? Teraz poniesiesz karę , taką jak ja musiałem znosić od dziesięciu lat przez które mogłem nic nie robić , tak tamtego dnia też było mi zimno i uległem teraz tego żałuję ale ty będziesz bardziej , następnie błysło światło a ja stałem w salonie posiadłości mały i przeźroczysty , z trudem łapiąc powietrze i czekając aż ktoś popełni ten błąd wpuszczając dusze więzione w tej posiadłości niczym w klatce ……..     

pisarz1111 : :
kwi 08 2018 Bezsensowne wypociny 17
Komentarze: 0

 Lalki

Koło sklepu stoi szereg szarych i posępnych kontenerów pękających od gratów, jedzenia,  pustych pudeł, zużytych baterii i szkła. Obok nich stoją zniszczone meble: fotel z ubrudzonym, przegniłym oparciem, sofa bez miejsca na ręce, czy krzesło biurowe bez kół, ale też reklamówki z różną zawartością. W jednej z nich są lalki, małe rozkoszne małpki o słodkich pyszczkach i noskach, z długimi, miękkimi grzywami i nosami. Jednak każdy kto podejdzie bliżej z chęcią wzięcia zawartości, ucieknie z krzykiem. Te niegdyś miłe pluszaki są teraz zniszczone, jedna ma rozerwany brzuch, inna nie ma oka, kolejna głowy która leży obok. I tak leżą w tej reklamówce, gnijąc i pomału się rozkładając, wspominając na wpół strawionymi przez robaki mózgami dawne czasy. Tę wielką fabrykę z halą produkcyjną. Do tej pory pamiętają układ maszyn i nazwy, nawet twarze pracowników.

Tego dnia Teodor Halk pracował na ostatnim stanowisku, czyli maszynie składającej, wykańczając maskotki. Po odebraniu zszytego w odpowiednie kształty materiału od sekcji szyjącej, gdzie ponad 50 kobiet siedziało przy maszynach do szycia, wędrowały do kontroli jakości, gdzie zniszczone czy niedokładne części lądowały w niszczarce. Potem przez sekcję namaczania gdy po czterech godzinach moczenia w specjalnej mieszance i suszeniu w sekcji gorącej, a następnie wypchaniu masą kulkową i zamontowania układu mowy, maskotki dotarły do Teodora który dokładał nos, uszy oraz grzywki, a także wypychał miękką watą ręce i nogi.

Gotowe produkty były pakowane i wysyłane do dzieci. Tego dnia 22 września, cała paczka  dotarła do pewnej szkoły, gdzie małpki szybko znalazły właścicieli. Ale tego samego dnia, z nieznanej przyczyny wybuchł pożar, szkoła praktycznie zniknęła w płomieniach wraz z wieloma dziećmi nauczycielami, wraz z małpkami, marzącymi o ciepłym domku.

Po przeszukaniu zgliszczy znaleziono trzy całe małpkii, lekko tylko nadwątlone w dziwnych pozach, ale policjanci z psem nie znaleźli ciał Jessiki, Carola i Julie, a pies gdy przebywał z  maskotkami, był dziwnie niespokojny. Po tym tragicznym wydarzeniu, małpki miały wielu właścicieli ale najwyżej kilku dniowych. Każdy je odrzucił, nie chciał ich, ponieważ ujawniały się w nich „dysfunkcje”, albo w nich coś się psuło, albo ludzie mieli dziwne halucynacje.

Wszystko stracone, wszystko! Rano płaczące dziecko wyrzucało małpki.

O ich ostatecznym losie przesądził tragiczny wypadek, podczas jednej nocy, kiedy to w bardzo dziwny sposób zginęło małe dziecko. Technicy policyjni mówili o morderstwie, ale jak wyjaśnić, że na nożu kuchennym nie było śladów, jakby działał ktoś w rękawiczkach.

Tego było już za wiele. Fabrykę zamknięto, spalono tysiące małpek, przetrwały tylko te trzy, które i tak pewnego dnia przegrały, zostały pokonane. Jedna dostała w brzuch nożem, druga została zrzucona z balkonu, a trzecia była obiektem eksperymentów w warsztacie, wszystko przez małe dziecko, małe ale silne.

Teraz małpki pamiętają tylko twarz w drewnianej, zielonej masce, a kiedy zamykają oczy i zasypiają, czekają na lepsze czasy, które już nie nadejdą.

pisarz1111 : :