Komentarze: 0
Lodowy wir
Na dalekiej północy gdzie lodowe góry obijają się o ląd lub dryfują koło niego wśród śniegu i smagania potężnego bicza polarnego wiatru , próbują się oprzeć tej sile niestety nie wszystkie , dużo targanych wiatrem znika w prądach morskich , kiedyś podczas wizyty na stacji badawczej podczas drugiego z trzech tygodni zmagań z mrozem , brakiem wody i kończącymi sią zapasami prowiantu oraz natrętnymi pingwinami i śniegiem.
Jednak najgorsze miało dopiero nadejść kiedy to profesor Stone odskoczył jak oparzony od aparatury badawczej krzycząc opętańczo ,po ocuceniu wodą która zamarzła w powietrzu trafiając w głowę profesora jako bryła lśniącego lodu.
Profesor podniósł się , biegając z krzykiem po laboratorium dopiero but jednego z naukowców pomógł a zaraz po nim kolejna porcja wody ( efekt rzutu butem górskim)
Okazało się że w naszą stronę idzie ogromna burza , podobno to było jakieś tam przesilenie czy anomalia w którym wszystko może się zdarzyć np.: pingwiny uczące się latać , ufo latające nad lodową pokrywą i inne zjawiska.
Po których było jeszcze gorzej , kiedy profesor miał kolejny atak szału a potem szaleńczego śmiechu , podczas którego odsunęliśmy się od niego na kilka metrów, następnie profesor Stone pobiegł do specjalnego pokoju gdzie przechowujemy gródki złóż oraz rzadkie minerały , skóry pingwinów oraz broń palną w tym miotacze harpunów , broń usypiającą oraz ręczną: z zębów i żeber niedźwiedzi polarnych atakujących bazę , przynęty z metalowych prętów połączonych z lnianym sznurem i kawałami marynowanego mięsa , przechowujemy tam też kombinezony na wyprawy oraz mieści się tam nasza podręczna biblioteka gdzie przechowujemy za szkłem książki : geologiczne , archeologiczne , biologiczne ,militarystyczne oraz o sposobach radzenie sobie w kryzysowych sytuacjach.
Po jakimś czasie profesor słyszalny z korytarza przybiegł niczym człowiek z rozwolniłem lub człowiek na wyprzedaży , niosąc jakiś zakurzony tom , otworzył go na jednej ze stron nadal śmiejąc się histerycznie jakby miał zemdleć lub wybiec goły na zimno polarne , nagle krzyknął euforycznie pokazując gestem abyśmy podeszli , strona była pożółkła , lekko poplamiona i przeżarta przez mole, z tego co udało się odczytać jednemu z członków ekspedycji rozdział traktował o kilku letnich tak zwanych Lodarstach czyli nagłych wahaniach pogodowych spowodowanym jednym z kilku wariantów według książki przez globalne ocieplenie co oznacza że ma być jeszcze gorzej co może być możliwe a burze będą silniejsze oraz dłuższe niż kilka dni jak było do tej pory , jeśli wierzyć w drugi wariant mamy do czynienia z silnymi wiatrami lub prądami morskimi.
Trzecia mówi o tym że to przez coś więcej przez coś co mieszka w tych rejonach ale nikt o tym nie mówi , jedynie parę głosów, po przeczytaniu tego tekstu ze zdziwieniem stwierdziliśmy że profesor Stone zniknął zostawiając tylko otwarte drzwi przez które dochodziły dźwięki wiatru i pingwinów, szybko porwaliśmy skafandry , kilofy do torowania drogi ,latarki podręczne , kapsułki żywieniowe oraz krótkofalówki i ruszyliśmy pod polarny wiatr.
Po kilku godzinach przez głośnik odezwał się profesor Frank z informacją że anteny i drony nie odbierają żadnych sygnału czy znaku życia przekazał także że sytuacja uległa drastycznej zmianie i mamy natychmiast zawracać do bazy za nim będzie za późno, naradziliśmy się gestykulując nie chcąc marnować baterii w radiach , następnie po kolejnych godzinach marszu natrafiliśmy na bardzo duże zgrupowanie pingwinów coś podejrzanie duże , zbliżyliśmy się do nich na co one a właściwie bardzo duży pingwin z długim ostrym dziobem wyszedł ze „zgromadzenia” , stanął przed nim patrząc na nas wściekle , chcąc abyśmy odeszli , najlepiej jak najszybciej , nie mając takiego zamiaru staliśmy w miejscu co spowodowało wyraźne niezadowolenie i nerwowe tupanie stóp pingwina , na które przyszło kilka innych ustawiając się około niego , podczas gdy ja zastanawiałem się nad innym rozwiązaniem mój towarzysz nie powstrzymał emocji odpinając ostry i zakrzywiony kilof od żelaznego paska ,na moją reakcję nie było miejsca , stałem w miejscu patrząc na to , ale Buck wiedział jak zminimalizować straty , zabijał tylko pingwiny które go zaatakowały zabijając tylko pięć sztuk.
Następnie podeszliśmy bliżej do miejsca niedawnego zgromadzenia gdzie stały pingwiny , odkrywając poszarpane kawałki ciała , na początku myśląc że jest to truchło ryby bądź focza padlina chcieliśmy iść dalej ale coś kazało mi się odwrócić co pokazało nam zniszczoną krótkofalówkę obok czegoś co było kiedyś ręką, pomału ruszyliśmy dalej za śladami krwi ciągnącymi się po śniegu i lodzie znajdując na końcu długą jaskinię w którą weszliśmy nie ukrywając strachu.
Na jej końcu ujrzeliśmy coś co przekracza wszystkie wyobrażenia : ogromny śnieżny pałac z prowizorycznymi wieżami i murami , weszliśmy do niego znajdując resztki kości i kombinezonu badawczego oraz prowizoryczne skórzane łóżko i mnóstwo niezniszczonego sprzętu badawczego z pewnością należących do innych zaginionych odkrywców ze stacji.
Wyszliśmy z groty- pałacu napotykając na zewnątrz dziwną istotę dużą dwunożną fokę z niedźwiedzimi łapami węsząc opętańczo , nagle zwracając głowę w naszą stronę , patrząc jasnoniebieskimi szklistymi oczami a potem atakując wściekle rycząc oraz wymachując pazurzastymi łapami ze śliną kapiącą z pyska niczym wodospadu.
Wzięliśmy nogi za pas biegnąc przed siebie w niezmierną czeluść lodu i zimna , nagle poczuliśmy zawroty głowy podczas których krążyliśmy bez sensu rozdzielając się, spostrzegłem to dopiero w bazie błądząc po bezdrożach wśród omamów rozpaczliwie próbując nawiązać kontakt z bazą.
Bezskutecznie w końcu padłem wyczerpany i bezradny na ziemię skutą wiecznym lodem, w bazie powiedziano mi że nie było mnie dwa dni, że obszar w którym się znajdowałem według badań jest odpowiedzialny za powstawanie burz.
Zataiłem jednak informacje o bestii którą cały czas słyszałem i widziałem , o bestii która nawiedza Lodowy Wir , lodowy Trójkąt Bermudzki